Nie tylko Ciebie :) dla mnie to jedyna skaza. Niepotrzebnie się to pochodzenie USA wbija w idealny klimat..
Przecież to była istotna część narracji. Nie dałoby się bez tej postaci zachować dość świeżego pomysłu na narrację ludzi w języku nieznajomym dla 99% odbiorców
Amerykańska aktywistka chyba specjalnie była ukazana jako irytująca i złośliwa. Widać tak Anderson widzi kobiety, które przełamują stereotypową bierność. Zwróćcie uwagę na to, że wszystkie dobre suki to przykładne partnerki i matki pozbawione psychologii pozostające w cieniu i pozwalające reszcie psów na męską przygodę. Cały do bólu schematyczny podział ról genderowych to skaza tego filmu.
Myślę, że kluczem jest sam Anderson, który nie pierwszy raz zręcznie żągluje stereotypami, który używa postaci nakreślonych wyraziście aż przerysowania. Dopełnia całości wysmakowana przestrzeń, światło, barwy, muzyka, cała intensywna plastyczność i kompozycja - wszystko ma znaczenie.
Nawet jeśli sama jestem kobietą... Za dużo już tych filmów, w których się stara robić na odwrót temu, co robiło się kiedyś. Doceniam to, że Wes Anderson odważył się zrobić na przekór panującemu trendowi tj. pokazywania 'silnych kobiet' oraz pokazywanie różnorodności rasowej i nachalnie przedstawionych postaci homoseksualnych (nie mam nic przeciwko temu, ale w wielu przypadkach dostrzegam wyraźny brak wyczucia). To jest film z tamtego roku, więc tym bardziej sobie go cenię.
Tu nie ma znaczenia, że ona była kobietą. Amerykańska uczennica z wymiany miała być parodią typowej osoby z Zachodu, przyjeżdżającej do Japonii, nie szanującej jej zwyczajów, hałaśliwej, mówiącej prosto z mostu, bez dobrych manier. W tym filmie reżyser często podśmiewa z japońskiej kultury, więc na osłodę wrzucił też coś dla Japończyków, żeby pokazać, że potrafimy się śmiać sami z siebie. Warto też zauważyć, że ta typowa amerykańska interwencja w lokalny konflikt nie przyniosła zbyt pozytywnych rezultatów, dopiero, jak Japończycy znaleźli rozwiązanie pasujące do ich kultury, wszystko dobrze się skończyło.
Zgadzam się z powyższym komentarzem Chocolate_Fairy. Też tak to widzę! Filmy Andersona polegają przecież na przerysowywaniu. I absolutnie każda postać i scena były tu (bardzo umiejętnie, jak zwykle!) przerysowane. Schematyczny podział ról też do tej kategorii należy - ale! Przecież każda z postaci kobiecych w "Wyspie Psów" jest silna, ma swój charakter i mocno wpływa na przebieg akcji. Choć jestem często poirytowana kiepsko napisanymi względem żeńskich postaci scenariuszami, to jednak tutaj tego nie odczuwałam. Ponadto, pamiętajmy, że to jednak psy były głównymi bohaterami filmu, a w królestwie zwierząt podział ról jest właśnie taki, jak na filmie przedstawiono. Także proszę nie naginać teorii genderowych, bo to im tylko szkodzi.
Element głównie stereotypowo-historyczny. Cała kwestia stosunków japońsko-amerykańskich oraz polityki gaikokujinów w Japonii jest tak naprawdę równie ważna i powszechnie znana jak sushi czy onseny.
Nie byliście w Japonii to nie wiecie. Japończycy tacy są - posłuszni, zdyscyplinowani. Nigdy nie sprzeciwiliby się swojej władzy, nawet jeśli mieliby ku temu przesłanki. Dlatego też była potrzebna postać taka jak amerykańska studentka - ktoś kto fabularnie miałby sens jako osoba która jest w stanie w tym kraju i w tej kulturze zapoczątkować ruch oporu.
Jeśli myślicie że Japonia jest takim cudownym krajem, to myślę że warto się nad tym dwa razy zastanowić.
Nie no, Atari ruszył się sam z siebie na śmieciową wyspę :) Ale też mam takie wrażenie, że sporej części Japończyków eksterminacja psów by specjalnie nie ruszyła: w końcu co robią z wielorybami... A widzieliście kiedyś japońskie sklepy zoologiczne? I kocie/sowie/wężowe kafejki? Stosunek Japończyków do zwierząt jest mega skomplikowany i myślę, że Wes Anderson o tym wiedział, dlatego celowo zaznaczył swoją "zachodnią" perspektywę.
To samo pomyślałem. Jeszcze scena gdzie jest ubrana w kimono w amerykańskie flagi ...
Jak na początku było powiedziane, postacie wypowiadają się w swoim języku ojczystym. Była ona łącznikiem/tłumaczem między nimi, a zachodem streszczając na bieżąco najważniejsze wydarzenia
Mam podobnie, dałbym 10 ale przez amerykańską studentkę obniżyłem o 1. Równie dobrze można było ją zastąpić asystentką doktora lub kimkolwiek innmy kto nie niszczy tak pięknie zbudowanego świata. Naprawdę ta postać zaburza harmonię całego filmu.