Pierwsza cześć filmu to rewelacyjny kryminał z elementami pastiszu, trochę w klimatach "Pulp Fiction" trochę "Desperado". Drugą cześć to jakaś festynowa żenada w stylu przygód Xeny i Herculesa. Wszystko na absolutnie śmieciowym poziomie. Ni to śmieszne, ni straszne, ni absorbujące.
Tarantino i Rodriguez chcieli pewnie nakręcić drugą części filmu jako komedie gore w stylu "Martwego Zła 2" czy "Matwicy Mózgu" ale trochę im nie stykło. Co ja piszę "trochę", dali d... po całości, żenada na miarę uwe bolla.
Co nie zmienia faktu, że bezkrytyczni fanboje Quentina i tak ten film kochają i otaczają kultem jak wszystko co jest podstemplowane Tarantino.
Amen
Prawda, niestety. Tak czy inaczej ja tam jestem fenam tego filmu własnie za tą pierwszą połowe, którą mógłbym oglądac w nieskończonosc - świetny czarny kryminał z klimatem tamtych lat, ta pierwsza godzina to bezwzględne 10/10. W drugeij rzeczywiście wszystko poszło w złą stronę i zrobiła się z tego głupawa komedyjka z wampirami, szkoda.
100 % racji. Goowno, goowno po całości, a tak się się dobrze zapowiadało.
Szkoda czasu na chujnię z grzybnią.
I właśnie to w tym filmie jest fajne! Dostajemy obrót akcji o 180 stopni- czy się to podoba czy nie Rodriguez i Tarantino ewoluują, nie chcą stać w miejscu. Pewnie robiąc Od zmierzchu do świtu nieźle się bawili.
Również doceniam zarówno początek jak i koniec. Ten pierwszy jest niebanalną historią o zbirach zrealizowaną na poziomie całkiem ambitnego kina, z trzymającą w napięciu sytuacją wzięcia zakładników, zwykłej amerykańskiej rodziny i ciekawą prezentacją problemów psychicznych gangsterów. Ten drugi to już jazda bez trzymanki, na wesoło, z humorem, parodia slasherów, które nastolatkowie oglądają późnym wieczorem przed pójściem spać. Może i pierwsza część jest lepsza i ambitniejsza, ale doceniam obie.