wydaje mi się, że lynchowskie oszustwo w tym filmie jest najbardziej wyraźne. Jego filmy to dla mnie niezwykłe zagadki do rozwiazania lub do interpretacji. Lynch stworzyl Ereserhead tylko na klimacie, tu nie ma zadnej zagadki, niezwykłe wątki i postaci sa tylko absurdem bez wyrazu. Wasze zachwyty nie maja dla mnie sensu. Nie czujecie, że coś jest nie w porządku, jeżeli zaczynamy podziwiać nagromadzenie absurdu, z którego nic ciekawego nie wynika? Dla mnie to oszustwo, ponieważ Lynch zdobywa uznanie, przez tworzenie filmów tak dziwnych, że zaczyna nam sie wydawać, że to musi być piękne, że to sztuka... tak sie po prostu zastanawiam, przy okazji wlaśnie tego filmu, który nie ma dla mnie sensu.
Ten "film" to ponury dowcip. Lynch sobie kpi, wystarczy spojrzeć na tytuł. Obleśne, chore gorączkowe majaki. Ci, którzy próbują to interpretować nie różnią się od fantastów tropiących ukryte wiadomości w filmach Kubricka. Ruszający nogami mini kurczak, napalona teściowa, teść gapiący się bezruchu, kosmita dziecko, jakaś paskudna Monroe rozdeptująca robactwo(?), głowa przerabiana na ołówki. Tak, kuwa, na pewno to wszystko ma jakieś znaczenie...