Byłem już w kinie na "Mrocznym Rycerzu" Christophera Nolana. Jak powszechnie wiadomo, jest to film opowiadający o losach superbohatera - Batmana. Idąc na tę produkcję spodziewałem się dobrej
Byłem już w kinie na "Mrocznym Rycerzu" Christophera Nolana. Jak powszechnie wiadomo, jest to film opowiadający o losach superbohatera - Batmana. Idąc na tę produkcję spodziewałem się dobrej zabawy - mając przed sobą dobre (aczkolwiek bezmyślne) kino akcji. A jak wyszło? Po ponad stu pięćdziesięciu minutach filmu opuściłem salę kinową z jedną, podstawową myślą - "arcydzieło!". Oprócz wszędzie chwalonej, wybitnej roli Jokera (ś. p. Heath Ledger) zawarto w nim (nie wspominając już o wybitnych scenach akcji) szereg wątków zmuszających do myślenia. W Gotham porucznik Jim Gordon (w tej roli Gary Oldman - niezapomniany w "Leonie Zawodowcu") z pomocą Batmana (w moich oczach genialny Christian Bale, którego chętnie widziałbym w roli Bonda) kontynuuje oczyszczanie miasta z przestępczości. Do walki z mafijnym światem włącza się także młody, głodny sukcesu prokurator Harvey Dent (tu, po raz kolejny, wyśmienita rola - Aaron Eckhart). Jednak, stojąc w obliczu zagłady, mafia decyduje się na pomoc nieokiełznanego Jokera (bezprecedensowo genialny, wybitny, Heath Ledger), który prezentuje im swoją ofertę - pozbycie się Batmana. Zaczyna się pojedynek dwóch wielkich postaci - Batmana i Jokera - którego areną staje się całe miasto Gotham. Szybko okazuje się, że Joker to ktoś więcej niż zwykły przestępca. Ma on własny (przyznaję, bardzo oryginalny) światopogląd. Nie jest zwolennikiem mafii (traktuje ich z pogardą, twierdzi, że miasto zasługuje na lepszych przestępców). Każdy jego ruch jest zaskakujący, co sprawia, że film nie jest schematyczny. Nolan zgrabnie łączy znakomite kino akcji z refleksyjnym scenariuszem. Dzieło zwraca uwagę na sens i rolę autorytetu, stawiając dodatkowo pytanie: Może prawda to czasem za mało? Każdy człowiek szuka w życiu wzoru, kogoś, kto będzie dla niego drogowskazem. Ale czy autorytet jest wart wszelkiej ceny? Czy wady takich postaci mogą być zamiatane pod dywan? Czy, by utrzymać autorytet na piedestale, możemy kłamać? A może wtedy autorytet traci już swój duchowy wydźwięk? Może lepiej, byśmy poznali pełną prawdę o autorytecie, mogąc zdecydować, czy jest to postać godna naśladowania? Czy bardziej nadaje się na autorytet, postać idealna niczym odważny rycerz w lśniącej zbroi, czy postać wybitna, mająca jednak swoje ludzkie wady, przypominająca milczącego strażnika, stojącego po dobrej stronie, utrzymującego porządek, lecz nieuśmiechniętego, nieradosnego (pozornie "tego złego"). Może lepiej, by to Bóg pozostał Jedynym idealnym, a autorytety straciły swoją fałszywą perfekcję i stały się bardziej ludzkie, nam bliższe? Czytałem kiedyś, że "Mroczny Rycerz" stał się świętą krową światowego kina. Nie zgadzam się z tym, ale nawet jeśli tak by było, to ta krowa jest warta swojej świętości. Każdy szanujący się kinoman musi obejrzeć ten film, ba, każdy powinien to zrobić, jeżeli nie dla zawartych w nim myśli, to dla wyśmienitego Jokera.